"Antypolityk", który wszedł do polityki.
- Darius Soldier
- 6 dni temu
- 13 minut(y) czytania

"Antypolityk", który wszedł do polityki. Co zostawia po sobie Szymon Hołownia
Twierdził, że z polityki uczyniono "spektakl dla idiotów". Wszedł do niej, bo chciał przywrócić "poczucie obywatelskiej sprawczości". Po sześciu latach w polityce Szymon Hołownia zapowiada odsunięcie się na drugi plan. Co zmieniła jego obecność w polskiej polityce? Czy zostawia po sobie jakiś trwały ślad?Czytasz dzięki subskrypcji
Kluczowe fakty:
Szymon Hołownia ma za sobą burzliwe tygodnie. Zrezygnował z ubiegania się o przywództwo w partii, stara się o posadę w ONZ, a wkrótce ma zwolnić fotel marszałka Sejmu.
Przewodniczący Polski 2050 jest w polityce od prawie sześciu lat. Początkiem tej drogi były wybory prezydenckie w 2020 roku, w których zajął trzecie miejsce.
Ostatnie zapowiedzi Hołowni wskazują na jego, przynajmniej częściowe, zejście z politycznej pierwszej linii. O jego dorobku rozmawiałem z ekspertami, a także z politykami.
ZOBACZ TEŻ REPORTAŻ O POLITYCZNEJ DRODZE SZYMONA HOŁOWNI W TVN24+
13 listopada 2023 roku, pierwsze posiedzenie Sejmu obecnej kadencji. Szymon Hołownia właśnie zostaje wybrany marszałkiem izby.
- Przyszedłem do polityki spoza polityki. Nie znam jej wszystkich tricków, ale znam jej serce, o którym czasem zbyt często się zapomina. Polityka to nie przemoc. Polityka to troska - mówi lider partii Polska 2050.
Tego dnia świętuje swój największy polityczny triumf.
Hołownia wówczas po raz pierwszy zasiada w ławach poselskich, a już kilka godzin później zamienia je na fotel marszałka. Właśnie staje się twarzą przejmowania władzy przez koalicję 15 października po ośmiu latach rządów PiS. Nowy marszałek w swoim inauguracyjnym przemówieniu snuje wielkie plany, zapowiada całkowitą zmianę i zapewnia, że najważniejsze znów stanie się w tej izbie słowo patria, czyli ojczyzna, nie partia.
Teraz słowo partia zapewne staje Hołowni ością w gardle.
Jego ugrupowanie właśnie wpadło w turbulencje, a on jest ich twarzą. Niemal sześć lat po zaangażowaniu się w politykę i niemal równo dwa lata po triumfalnym pochodzie do władzy Hołownia schodzi na drogę, która może zaprowadzić go w polityczny niebyt. Chociaż w jego przypadku los bywa wyjątkowo przewrotny...
Pewne jest jedno - w listopadzie, kiedy ma oddać marszałkowanie Włodzimierzowi Czarzastemu, do jego politycznego życiorysu zostanie dodany kolejny odcinek. A może będzie to już odcinek nowego sezonu, poza wielką polityką.
Miał dosyć "spektaklu dla idiotów"
Hołownia był przez wiele lat dziennikarzem, publicystą i pisarzem. Szerszą popularność przyniosło mu współprowadzenie w telewizji TVN programu "Mam talent". Założył też Fundację Kasisi oraz Fundację Dobra Fabryka, które zajmują się między innymi pomocą potrzebującym w Afryce. To właśnie działalność humanitarna, jaką ma w dorobku, może teraz być cennym aktywem na przyszłość.
Symbolicznym momentem wejścia Hołowni do polityki był 8 grudnia 2019 roku. To wówczas, w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku, ogłosił, że będzie startował w zbliżających się wyborach prezydenckich. Zapewniał wtedy, że "nie wesprą go partyjne przelewy, struktury, machiny, wielki biznes". - Nie potrzebuję ich, bo mam was - wysyłał sygnał potencjalnym wyborcom. Mówił wówczas, że chce Polski "solidarnej, zdrowiejącego środowiska, samorządnej i obywatelskiej".
Powody, dla których Szymon Hołownia zdecydował się wejść do polityki, dobitnie wyłożył w swojej książce "Fabryka jutra", wydanej pod koniec 2020 roku, kiedy był już po pierwszym starcie w wyborach prezydenckich, ale jeszcze przed startem do Sejmu. Napisał, że "polscy politycy ukradli wyborcom demokrację" i "poczucie obywatelskiej sprawczości".
Bo rzygam już polityką rozumianą jako spektakl dla idiotów, w którym manipulacje na poziomie pierwszego roku studiów psychologicznych uznaje się za dogmaty komunikacji społecznej. Bo znana mi klasa polityczna sama z siebie nie wygeneruje żadnej nowej propozycji.
I właśnie na odcięciu się od dotychczasowej klasy politycznej i stawianiu się w kontrze do niej Hołownia od początku budował swój polityczny kapitał. Politolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Chwedoruk mówi, że dała tutaj znać o sobie "dziwaczna, paradoksalna antypolityczność".
- To znaczy przekonywanie wyborców, dzięki zabiegom marketingowym, że jest się kimś jakościowo innym, że w zasadzie nie jest się politykiem we właściwym rozumieniu tego słowa - tłumaczy.
"Kandydat, który zawsze jest potrzebny"
Ale to swoje zrobiło. Hołownia z marszu wszedł w kampanię, która z powodu pandemii COVID-19 przybrała nieoczekiwany przebieg. W pewnym momencie niemal cała wyborcza rywalizacja przeniosła się do internetu. Tu Hołownia był pionierem, bo to on jako pierwszy organizował czasem nawet kilkugodzinne live'y z wyborcami. Regularnie publikował też w mediach społecznościowych nagrania. Jedno z nich, wrzucone do sieci 2 maja 2020 roku, w przeddzień Narodowego Święta Konstytucji 3 Maja, szczególnie przykuło uwagę opinii publicznej. Hołownia ronił na nim łzy i mówił łamiącym się głosem, że codziennie czyta obecną konstytucję i "chce zmienić Polskę". W społecznej pamięci zapisało się to jako "płacz nad konstytucją".
Hołownia długo utrzymywał się w ścisłej stawce faworytów do wejścia do drugiej tury. I może historia potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby na finiszu kampanii do walki nie wszedł wówczas Rafał Trzaskowski. Ostatecznie Hołownia znalazł się na trzecim miejscu, zdobywając niespełna 14 procent głosów. Mimo że sam polityk nie krył rozczarowania, to w zgodnej opinii wielu obserwatorów był to sukces, który pozwalał snuć dalsze polityczne plany.
Doktor Mateusz Zaremba, politolog z Uniwersytetu SWPS, zwraca uwagę, że Hołownia zagospodarował swoją kandydaturą przestrzeń, która niemal zawsze jest pozostawiona dla osoby spoza dotychczasowego układu.
- Był kandydatem, który zawsze jest potrzebny, który powie, że źle się dzieje. A do tego jest zręczny retorycznie, potrafi dostosować się do sytuacji i był już wcześniej rozpoznawalny. Przekonał więc do siebie wyborców w miarę wiarygodnym dyskredytowaniem obecnych polityków i negowaniem obecnego systemu. No i mówieniem, że on przyniesie nową jakość - podsumowuje.
Gra na dwóch fortepianach
Po słodko-gorzkim wyniku wyborów prezydenckich Hołownia postanowił, że pozostanie w polityce. Najpierw, dwa miesiące po wyborach, założył Stowarzyszenie Polska 2050. Kilka miesięcy później powstała partia o nazwie Polska 2050 Szymona Hołowni.
I właśnie wtedy Hołownia wszedł w politykę partyjną - już nie jako kandydat na prezydenta, który miałby być arbitrem ponad doraźnymi podziałami, ale jako element politycznego układu.
Początkowo Polska 2050 tworzyła w Sejmie koło parlamentarne z posłów, którzy zdecydowali się przejść z innych klubów. Na horyzoncie były już jednak wybory w 2023 roku i zaczęto się skupiać na tym, w jakiej konfiguracji nowa partia ma do nich iść.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Postawiono na sojusz z PSL. W połowie maja 2023 roku Hołownia wspólnie z prezesem ludowców Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem ogłosił, że ich koalicyjny komitet wyborczy będzie się nazywał Trzecia Droga. Zapewniał przy tym, że to "wybór większego dobra, a nie mniejszego zła".
Wśród gwarancji programowych koalicji tych dwóch partii były wtedy między innymi rodzinny PIT, podniesienie nakładów na edukację, podwyżki dla budżetówki oraz referendum w sprawie aborcji.
W tamtej kampanii kluczowe było lawirowanie - słowo, które z biegiem czasu stanie się politycznym świadectwem Hołowni. Z jednej strony trzeba było "grać na siebie", walczyć o jak najlepszy wynik - w przypadku koalicyjnego komitetu wyborczego trzeba było przekroczyć 8 procent - przedzierać się ze swoimi postulatami, a z drugiej nie doprowadzić do potężnego zwarcia z potencjalnymi przyszłymi koalicjantami w rządzie.
Ta strategia przyniosła sukces. Trzecia Droga zdobyła ponad 14 procent głosów, stając się niezbędnym elementem przyszłej rządowej układanki. Mimo to obie partie zdecydowały, że będą miały w Sejmie dwa oddzielne kluby parlamentarne, liczące po około 30 posłów. Hołownia mógł wtedy czuć się zwycięzcą - wynegocjował stanowisko marszałka Sejmu, chociaż "rotacyjne", bo umówiono się, że w listopadzie 2025 roku ustąpi z niego na rzecz Włodzimierza Czarzastego.
Sejmflix, czyli miesiąc miodowy
Tak zaczął się kolejny, może najbardziej wyrazisty okres w jego karierze - Sejmflix. Jak uznało wtedy wielu komentatorów, obrady Sejmu prowadzone przez nowego marszałka przypominały w dużej mierze show i przykuwały uwagę osób dotąd niezainteresowanych polityką.
Dynamiczny styl Hołowni i celne riposty doprowadziły do tego, że pod koniec 2023 roku obrady Sejmu były wyświetlone nawet w kinie, a kanał Sejmu w serwisie YouTube bił rekordy popularności.
W tym czasie lider Polski 2050 wzmocnił swoją pozycję polityczną, zaczął pojawiać się w czołówkach rankingów zaufania obywateli do polityków, brylował w mediach, stając się przez te kilka tygodni prawdopodobnie najbardziej popularnym parlamentarzystą w kraju. Wielu mówiło o nowej jakości, jaką Hołownia wniósł do sejmowego gmachu, chociaż sceptyczni są wobec tego pytani przez nas politolodzy.
- "Nowa jakość" oznaczałaby, że został potem jakiś trwały ślad. A Sejmflix to była raczej kategoria eventu, jednorazowego show. Styl prowadzenia obrad nie został wypełniony jakąś refleksją - ocenia doktor Mateusz Zaremba z Uniwersytetu SWPS.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Profesor Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego dodaje, że "Hołownia nie jest pierwszym i ostatnim, który stawiał na kartę antypolityki".
- Dziwiły mnie głosy mówiące o nowym stylu marszałka. W historii polskiego parlamentaryzmu, także tej po 1989 roku, jest wiele bardzo różnych, bardzo barwnych postaci, które - pełniąc funkcję marszałka - potrafiły się kłócić nawet z posłami z własnej partii. Nie widzę tu niczego nowego - ocenia.
Hołownia zdawał się być tak pewny swojej popularności, że już pod koniec 2023 roku, w szczycie swojego politycznego złotego okresu, w rozmowie z Arletą Zalewską i Aleksandrą Pawlicką w podcaście "Wybory kobiet" zadeklarował, że chce być prezydentem, sugerując swój start w nadchodzących wyborach. Przy czym zapewniał, że to nie jest tak, że koalicja "wisi" na tym, czy on zostanie kandydatem i że nie zamierza w tej sprawie "kłaść się Rejtanem". To pokazywało jednak świadomość swojej politycznej wagi i niezaspokojone ambicje.
"Uśmiechnięta chłodnia" i pierwsze zgrzyty
Tyle że niedługo później polityczny miesiąc miodowy Hołowni się skończył.
Trudno wskazać jeden moment, kiedy coś w jego notowaniach tąpnęło, ale cała jego kariera na stanowisku marszałka Sejmu ma ścisły związek z działaniami koalicji rządzącej. Część uważa, że Hołownia "dał się ubrudzić" polityką, kiedy na przełomie 2023 i 2024 roku Polska żyła sprawą Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, byłych ministrów w rządzie PiS, którzy lada chwila mieli trafić do więzienia po prawomocnym wyroku sądu, a Hołownia wygaszał im wtedy mandaty poselskie.
Bardziej widoczny kryzys przyszedł wiosną, na krótko przed wyborami samorządowymi. Sejm miał się zająć projektami dotyczącymi liberalizacji prawa aborcyjnego - jednego z kluczowych postulatów wyborczych niemal wszystkich partii tworzących rząd. Marszałek nie dopuścił jednak do głosowania nad tymi projektami, tłumacząc, że nie chce upolityczniać tej sprawy przed zbliżającymi się wyborami. Hołowni dostało się wtedy od przedstawicieli innych ugrupowań rządowej koalicji, zwłaszcza od posłanek Lewicy.
- Zamrażarkę sejmową zamienił pan na uśmiechniętą chłodnię - grzmiała z trybuny sejmowej posłanka Anna Maria Żukowska.
Mimo napięć w Sejmie projekt Trzeciej Drogi, sygnowany przez Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza, utrzymywał polityczną stabilność. Pod wspólnym szyldem obie partie poszły zarówno do kwietniowych wyborów samorządowych, jak i czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wynik tych pierwszych potwierdzał dotychczasowe notowania - Trzecia Droga zdobyła ponad 14 procent głosów. Niepokój w szeregi partii wprowadził za to wynik wyborów europejskich - tu Trzecia Droga zdobyła niecałe 7 procent. Wówczas zaczęto też mówić o pierwszych zgrzytach między marszałkiem a liderem ludowców i szerzej - między oboma środowiskami.
"Marszałek promocyjny" i koniec Trzeciej Drogi
Kluczowym momentem dla dalszych politycznych losów Hołowni była decyzja o wystartowaniu w tegorocznych wyborach prezydenckich. O tyle nieoczywista, że sondaże wyraźnie wskazywały, iż nie ma szans na wejście do drugiej tury i od początku plasowały go na dalszych pozycjach. Formalnie Hołownia był kandydatem Trzeciej Drogi, ale już podczas kampanii w kuluarach można było usłyszeć, że PSL niewystarczająco angażował się w jego kampanię.
Pomysł na kolejną kampanię prezydencką? Ponownie grał kartą niezależności. - Ani nie mam, ani nie będę miał żadnego premiera, który zadzwoni do mnie, jak będę prezydentem i będzie mi mówił, co mam robić - mówił w listopadzie 2024 roku w Jędrychowie, kiedy ogłaszał start.
Hołownia musiał więc grać na politycznych dwóch fortepianach - przekonywać, że chociaż jest prominentnym przedstawicielem rządzącej koalicji, to jednak ma własną agendę, w pewnych miejscach wyraźnie dystansując się od rządu. Profesor Rafał Chwedoruk komentuje, że marszałek Sejmu "uwierzył w powtarzalność schematu, że coś zdarza się dwa razy", nawiązując tu do efektu świeżości, jaki Hołowni udało się osiągnąć w 2020 roku.
Podobnie powtórny start Hołowni postrzega doktor Mateusz Zaremba. - Dwa razy nie da się zrobić dobrego pierwszego wrażenia. Chyba za bardzo uwierzył w sukces stylu marszałkowania. Ale nawet rozpoznawalność i pozytywne emocje nie zawsze przekładają się na głosowanie. Myślę, że zabrakło u jego boku speca, który by mu w odpowiednim momencie powiedział: "Panie marszałku, nie tędy droga" - dodaje.
Wynik był dużym rozczarowaniem. Hołownia uzyskał zaledwie 4,99 procent, plasując się dopiero na szóstym miejscu. Poseł PiS Jan Kanthak, nawiązując do tej liczby, zwrócił się nawet do Hołowni z mównicy sejmowej: "Panie marszałku już nie rotacyjny, a promocyjny".
"Z kretesem" przegrał swoją kampanię
Część polityków koalicji 15 października w kuluarowych rozmowach ma jednak żal do Hołowni o to, jak zachowywał się w kampanii względem Rafała Trzaskowskiego. Między innymi, że to on dał sygnał, żeby pozostali kandydaci przyszli na kwietniową debatę w Końskich, w której początkowo mieli się zmierzyć tylko kandydat Koalicji Obywatelskiej i Karol Nawrocki. Od tamtego czasu notowania Trzaskowskiego zaczęły się chwiać. Ponadto Hołownia kilkukrotnie wzywał na debatę samego Trzaskowskiego.
Rozczarowania jego postawą nie kryje jedna z osób znających realia kampanii wyborczej i sytuacji w Polsce 2050. - Szymon z kretesem przegrał swoją kampanię wyborczą i przyczynił się także do porażki kandydata obozu demokratycznego, który miał najwięcej szans - mówi.
W połowie czerwca, krótko po wyborach, rozeszły się też polityczne drogi Polski 2050 i PSL - skończył się
projekt Trzeciej Drogi. Przedstawiciele obu partii mówili wtedy, że umowa zakładała współpracę w całym cyklu wyborczym, który zamknął się wraz z wyborami prezydenckimi.
Urszula Pasławska, wiceprezes PSL, uważa, że Hołownia to "absolutnie niestandardowy polityk", ale przyznaje, że współpraca w ramach koalicji rządzącej jest "wyzwaniem" ze względu na dzielące partie różnice. Inny przedstawiciel ludowców, Jakub Stefaniak, dodaje, że udało się zrealizować kluczowy cel Trzeciej Drogi - nie doprowadzić do trzeciej kadencji PiS-u, ale także wskazuje tu na różnice między oboma ugrupowaniami.
"Rozjechanie się taktyki i strategii"
Czymś, co podkopało zaufanie dużej części elektoratu do Szymona Hołowni, była polityczna bomba, która wybuchła w lipcu. Radio Zet i "Newsweek" ujawniły, że pewnej nocy odwiedził on w prywatnym mieszkaniu europosła PiS Adama Bielana, a następnie przyjechał tam między innymi Jarosław Kaczyński.
Po chwili za rogiem pojawiła się kolejna kontrowersja. Hołownia powiedział, że wielokrotnie sugerowano mu, aby opóźnił zaprzysiężenie Karola Nawrockiego na prezydenta i dokonał w ten sposób "zamachu stanu". Pytany, kto składał mu te propozycje, marszałek Sejmu mówił o ludziach, którym "nie podobał się wynik wyborów prezydenckich". Później tłumaczył, że sformułowania "zamach stanu" użył nie w znaczeniu prawnym, tylko w znaczeniu politycznej diagnozy. Efektem tej wypowiedzi było jego przesłuchanie w charakterze świadka w warszawskiej prokuraturze.
Profesor Rafał Chwedoruk, oceniając polityczny dorobek Szymona Hołowni i jego partii, wskazuje, że jednym z czynników porażki było "rozjechanie się taktyki i strategii".
- Taktyka tej partii polegała na tym, że żyła kosztem Platformy. Sukcesy Szymona Hołowni były możliwe po pierwsze dzięki głosom wyborców Platformy. Było oczywiste, że utrzymująca się silna pozycja tej partii, premierostwo Tuska, a zanosiło się i na prezydenturę Trzaskowskiego, spowodują, że Polska 2050 dłużej tak nie przetrwa. I stąd różnego rodzaju ukłony w stronę prawicy, czynione przez PSL, ale także przez Szymona Hołownię - mówi.
- Problem polegał na tym, że kiedy byli wyborcy Platformy Obywatelskiej dostrzegli konserwatywne gesty w jego wykonaniu, to po prostu wrócili do Platformy. To był jeden z kluczowych momentów dla tej formacji. Nie mogły istnieć dwie Platformy Obywatelskie. Hołownia próbował być zarazem liberalnym recenzentem liberalnej Platformy i konserwatywnym recenzentem Platformy, wraz z PSL-em - kontynuuje.
Jesienią Hołownia zaczął coraz bardziej spoglądać w polityczny kalendarz. Pod koniec września ogłosił, że nie będzie startował ponownie na przewodniczącego Polski 2050, poinformował za to, że będzie się ubiegał o stanowisko Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców, chociaż zaznaczył, że szanse na objęcie urzędu "na dziś nie są wielkie". Zegar tyka także w przypadku jego marszałkowania. Zgodnie z umową koalicyjną w połowie listopada ma się zrzec tego stanowiska na rzecz współprzewodniczącego Lewicy Włodzimierza Czarzastego.
W październiku pojawiły się zaś doniesienia o tym, że w razie porażki o stanowisko w ONZ, Hołownia miałby starać się o funkcję ambasadora Polski w USA. Sam marszałek przekazał, że "nikt o tym z nim nie rozmawiał" i "nie zna żadnych takich planów".
"Niedobry" czas Hołowni
Pod koniec września Hołownia opublikował w mediach społecznościowych wpis, który brzmi niemal jak polityczny testament i można go odczytywać jako formę pożegnania z krajową polityką. "Zostanę w tym z Wami tak długo, jak będziecie mnie jeszcze potrzebować. Z drugiego rzędu będę wspierał, pomagał" - zapewnił.
Jedna z parlamentarzystek Polski 2050 przyznaje wprost: - Szymon ma niedobry czas.
Twierdzi, że Hołownia zagubił się także w tym, co do tej pory było jedną z jego najmocniejszych stron - w komunikacji. - Jak odpowiada na pytanie, to on zamiast jednego zdania mówi 17 - dodaje i ocenia, że takim nadmiarem komunikatów Hołownia mógł w ostatnim czasie zrazić do siebie część wyborców.
Jak w partii przyjmuje się fatalne wręcz wyniki sondażowe, w których Polska 2050 ma około 1 procent poparcia? - Jest przekonanie, że te sondaże to ocena działań samego Szymona, a nie Polski 2050 jako całości - mówi posłanka i zapewnia, że ugrupowanie przetrwa kryzys, a być może po przesunięciu się Hołowni na dalszy plan nastąpi sondażowe odbicie.
Co dalej?
Urszula Pasławska twierdzi, że jedną z wad Hołowni jest to, iż nie wykazuje się cierpliwością. Cechą, która - jak twierdzi - jest kluczowa i w polityce "otwiera każde drzwi". - Natomiast czas pokaże, jakie wyzwania będą jeszcze przed Szymonem. Nie stawiałabym na nim krzyżyka, bo może zrobić krok do tyłu po to, żeby w przyszłości zrobić dwa kroki do przodu - kwituje.
Profesor Rafał Chwedoruk ocenia, że "jako polityk Szymon Hołownia nie zostawia po sobie absolutnie nic, jest niemalże ekspresją dla ekspresji".
- Z całą pewnością nie kończy jako triumfator. Bardzo szybko osiągnął szczyty i również szybko z nich spadł. To jedna z najszybszych karier w polskiej polityce, potwierdzająca, że w dobie globalizacji, przy zmianach sposobu myślenia o świecie, komunikacji społecznej, wszystko dzieje się szybko i trwa krótko - twierdzi.
I dodaje, że "jeżeli chodzi o szerszą historię polskiej polityki, to krąg polityków, którzy mogliby być zestawiani z Szymonem Hołownią, jest dość liczny". Tutaj wymienia między innymi Janusza Palikota, Ryszarda Petru i Pawła Kukiza. Czyli tych, którzy u szczytu swojej popularności zajmowali mityczne już wręcz trzecie miejsce, za PiS-em i PO.
Doktor Mateusz Zaremba zwraca uwagę, że Szymon Hołownia "dość często zmienia zdanie". - Wydaje się, że ta partia odejdzie od niego w tym sensie, że aparat partyjny nie wierzy w sukces tego projektu politycznego. Może będzie chciał pozostać posłem, wystartuje z jakiejś listy. Tylko pytanie której, bo Tuskowi się naraził, z PSL-em już szedł do wyborów. W swoich ruchach jest niespójny, chaotyczny. Nie widzę go jako lidera politycznego, który będzie przewodził jakiemuś dużemu ugrupowaniu. Widzę go w ławach obok Pawła Kukiza - prognozuje wykładowca Uniwersytetu SWPS.
I przyznaje, że Polskę 2050 można określić jako partię "solisty Hołowni".
Telefon może zacząć dzwonić coraz rzadziej
Profesor Chwedoruk przewiduje, że jeżeli Hołownia zostanie w krajowej polityce, to prawdopodobnie będzie "tym politykiem, którego telefon zacznie dzwonić coraz rzadziej". - Coraz mniej prestiżowe media będą się ubiegały o rozmowy z nim, a w jego najbliższym otoczeniu ci, którzy będą chcieli przetrwać w polityce, będą myśleli bardziej o indywidualnej drodze przetrwania niż o drodze dalszego życia całego środowiska - kreśli jego przyszłość.
- Tak naprawdę Szymon Hołownia będzie przechodził drogę klasyczną dla wielu polityków z upadających formacji. Będzie po prostu walczył o coraz mniej. Mając coraz mniej atutów, stanie przed problemem tego, jak docierać do opinii publicznej, wywołać jej zainteresowanie swoją osobą. Bo najgorsze, co może spotkać polityka, to nie wrogość i krytyka, ale obojętność. A tu show się skończyło - ocenia.
Politolog uważa, że problemem Hołowni jako polityka jest to, iż nie był orędownikiem jakiejś szczególnie istotnej społecznie sprawy, która niosłaby go politycznie przez kolejne lata. Jako kontrast podaje tu przykład politycznej kariery Andrzeja Leppera. - Można go różnie oceniać, ale jego popularność wyrastała z krzywdy wielu kredytobiorców późnego PRL-u, którym gwałtowne urynkowienie finansów i rolnictwa w Polsce złamało życie. Później wyrastał z krzywdy polskiej wsi po PRL. Działał w sposób trudny dziś do akceptacji, ale rzeczywiście wyrastał z jakichś emocji. I Platforma, i PiS, i PSL, i SLD też wyrastały z jakichś wielkich kwestii. Szymon Hołownia nie wyrastał z żadnej - zwraca uwagę.
- Kwintesencją tego, jak Szymon Hołownia robi politykę, jest to, że od tygodni dyskutujemy, co on będzie robił w przyszłości - zaznacza doktor Mateusz Zaremba. - Próbuje przykuć uwagę tym, co zrobi albo czego nie zrobi. Politycy nie powinni się zajmować samym sobą, tylko czymś poważniejszym. Moim zdaniem to jest recepta na to, żeby przegrać wybory - konkluduje.
Autorka/Autor: Marcin Złotkowski
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka







Komentarze